piątek, 3 lipca 2015

Współcześni Rycerze

Wszyscy znamy baśnie o odważnych rycerzach ratujących damy z opresji i walczących ze smokami. Jednak ci prawdziwi walczyli na wojnach i chcieli przypodobać się królowi, aby więcej zarobić. Średniowieczni rycerze myśleli przede wszystkim o własnym dobrobycie, Bogu, a dopiero później o ochronie królestwa. Jednak myślę, że w naszych czasach ten wzorzec trochę się zmienił. Naszymi rycerzami są ludzie, którzy bronią nas przed niebezpieczeństwem. Doskonałym przykładem są strażacy. Z resztą mogę o tym opowiedzieć z własnego doświadczenia.
Mieszkam w trzypiętrowym domu na obrzeżach dużego miasta. Jest środek lata i wielkie upały. Tego dnia jestem w domu z moją mamą i czteroletnią siostrą. One siedzą na dole w salonie i oglądają jakąś bajkę, a ja czytam książkę u siebie na samej górze. Jestem pogrążona w lekturze, ale zaczynam czuć jakiś dziwny zapach. Sądząc, że to mama przypaliła coś w kuchni nie zwracam na to większej uwagi. Jednak mój spokój przerywa krzyk mamy. Podrywam się z fotela i podchodzę do drzwi, jednak ich nie otwieram. Widzę, że przez szczelinę przy podłodze wydobywa się dym. Szybko podbiegam do okna i wyglądam przez nie, mając nadzieję, że to nie jest to, o czym myślę. Jednak moja nadzieja pryska, kiedy tylko widzę dym wydobywający się z dwóch okien na drugim piętrze. Nie mam pojęcia, co zrobić. Staram się opanować i spróbować pomyśleć, jak powinnam zareagować. Na myśl przychodzi mi tylko telefon do straży pożarnej. Czym prędzej sięgam po komórkę i wykręcam odpowiedni numer. Po dwóch sygnałach odzywa się głos, który pyta, co się stało. Szybko opowiadam, jaka jest sytuacja i na jakiej mieszkam ulicy. Kobieta mówi, że już wysyła jednostki, każe mi nie wychodzić z pokoju i spróbować jakoś uszczelnić drzwi materiałem, po czym się rozłącza. Szybko wyciągam z szafy koc i upycham pod drzwiami. Po chwili słyszę dźwięki syren strażackich. Wyglądam przez okno i widzę, że mam rację. Dwa wozy zatrzymują się pod domem i zaczynają akcję. W małym tłumie, jaki zebrał się za bramą dostrzegam mamę i Karolinę z przestrachem wpatrujące się w dom. Oddycham z ulgą wiedząc, że nic im nie grozi, jednak moja sytuacja jest znacznie gorsza. Mimo, że uszczelniłam drzwi, przedostaje się przez nie coraz więcej dymu. Widzę, że jakiś strażak szykuje się do wejścia do domu, a trzech innych zaczyna gasić pożar. Chwilę później słyszę, że ktoś wchodzi po schodach. Zaczynam się dusić dymem, więc opadam na kolana przy ścianie. Czuję się coraz gorzej, nie mogę złapać oddechu i zaczynam kaszleć, gardło drapie mnie niemiłosiernie. Przykładam sobie do nosa chustkę i próbuję uspokoić oddech. Słyszę jakieś odgłosy dobiegające z korytarza i dźwięk otwieranych drzwi jednak to nie moje. Domyślam się, że to ten strażak, który ma mnie stąd wydostać. Nie zastanawiając się nabieram powietrza i krztusząc się krzyczę:
- Tutaj jestem!
            Wiem, że mnie usłyszał, bo słyszę jak przewraca stolik w korytarzu próbując znaleźć moje drzwi. Nagle drzwi się otwierają i wielka chmura dymu wpada do pokoju. Kulę się pod ścianą próbując osłonić się przed nim, ale kaszlę jeszcze gwałtowniej. Kątem oka dostrzegam postać idącą w moją stronę. Widzę mężczyznę ubranego w żółty skafander z maską gazową na twarzy. Podchodzi do mnie i słyszę.
- Wszystko będzie dobrze zaraz cię stąd zabiorę – mówi patrząc mi w oczy. Uspokajam się nieco i przyjmuję maskę z tlenem, którą mi podaje. Sprawdza czy nic mi nie jest, a kiedy próbuję wstać bierze mnie na ręce widząc, że nie jestem w stanie tego zrobić sama. Gdy wygląda za drzwi okazuje się, że większa część pożaru została już ugaszona, więc mogliśmy przejść przez zniszczoną część domu. Kiedy tylko znajduję się na dworze podbiegają do mnie ratownicy i kładą na noszach. Wśród nich dostrzegam wystraszoną mamę i tylko uśmiecham się uspokajająco. Zabierają mnie do szpitala na badania, ale okazuje się, że nawdychałam się tylko za dużo dymu, jednak zatrzymują mnie na obserwację. Następnego dnia wychodzę do domu. Mama przyjeżdża po mnie i jedziemy do cioci, u której się zatrzymaliśmy na czas odbudowania zniszczeń. Jednak mam poczucie, że muszę podziękować temu strażakowi, który mnie wyciągnął z płonącego domu. Mówię o tym mamie, a ona zgadza się pojechać ze mną do straży pożarnej, aby go znaleźć. Kiedy docieramy na miejsce pytam o strażaka, który wyniósł dziewczynę z płonącego budynku poprzedniego dnia, a oni mnie do niego prowadzą. Kiedy go zobaczyłam siedział przy stole z obandażowaną ręką i pił kawę. Gdy weszłam do pokoju spojrzał w moim kierunku i wydawał się zdziwiony moim widokiem.
- Dzień dobry. Jestem Milena. To mnie wyciągnął pan wczoraj z tego płonącego domu.
- A tak poznaję cię. Miło mi widzieć, że nic ci się nie stało. Jestem Tomek – powiedział uśmiechając się przyjaźnie.
- Tak nic mi nie jest, ale widzę, że pan musiał się poparzyć przy tym pożarze – stwierdzam wskazując na jego rękę.
- To nic takiego, taką mam pracę i już się do tego przyzwyczaiłem – zaśmiał się – a co Cię do mnie sprowadza?
- Chciałam podziękować, że narażał pan życie, aby mnie stamtąd wyciągnąć.
- Nie ma, o czym mówić, tym się zajmuję i z największą przyjemnością ratuję innych. Wolę kogoś uratować i się oparzyć, niż patrzeć na to z bezpiecznego miejsca, i nic nie zrobić, aby tej osobie pomóc.
            Zaimponował mi. Rozmawiałam z nim wtedy jeszcze przez chwilę, ale dostał wezwanie i musiał znów iść kogoś ratować. Myślę, że jest on doskonałym przykładem współczesnego rycerza. Nie dba o siebie, chce tylko ratować innych. Przez stulecia wizerunek prawdziwego rycerza uległ zmianie, lecz wciąż jest obecny. Tamtejsi dbali przede wszystkim o swoją kieszeń i o to, aby ich zapamiętano. Najczęściej robili wielkie czyny mając nadzieję, że zapiszą się na kartach historii. Oczywiście jestem pewna, że zdarzały się wyjątki, nie twierdzę, że nie. Sądzę jednak, że większości z nich na tym właśnie zależało najbardziej, a dopiero w drugiej kolejności na obronie życia innych. Jednak myślę, że w naszych czasach częściej spotyka się ludzi z tak zwanego powołania, takich, którzy z natury chcą pomagać bliźnim i nie oczekują za to chwały. Dla nich jest to na porządku dziennym i źle by się czuli nie mogąc tego robić. Oczywiście nie mówię, że są tylko tacy. Są osoby, które robią rzeczy tylko dla sławy i rozgłosu. Jednak coraz częściej zaczynamy doceniać tych, którzy naprawdę na to zasługują. To właśnie takie osoby powinny nosić miano współczesnych rycerzy.


czwartek, 2 lipca 2015

Wracam :D

Witajcie. Po długiej przerwie, wracam do      prowadzenia bloga. Niestety pierwsza klasa liceum to nie przelewki, ale to już za mną. Zaczęły się wakacje, temperatura dochodzi do 30 stopni więc co mamy robić.




Odpowiedź jest oczywista. Czytać!Wreszcie jest czas nadrobić kilka lub kilkanaście pozycji które musiały na nas czekać przez nawał nauki na koniec roku.




Mam dla was dwie propozycje jak można spędzić te upalne dni:
1. Wyjść na dwór z chłodnym napojem książką i kocem i korzystać z dobrej pogody (od razu się opalimy :D)
2. Siedzieć w chłodnym domu na ulubionym fotelu i czytać książki :)

Ja osobiście wolę tą pierwszą wersję, ale co kto ubi.
Mam dla was jeszcze jedną niespodziankę na wakacje. Noszę się z tym pomysłem od jakiegoś miesiąca i musiałam obgadać to z moją przyjaciółką, ale postanowiłam to wprowadzić. Nie wiecie jeszcze, ale lubię pisać nie tylko recenzje, ale też własne opowiadania i postanowiłam je również publikować na blogu. Myślę, że jest to dobrym pomysłem na urozmaicenie treści tu zamieszczanych. Jutro dodam pierwszy tekst (opowiadanie) mojego autorstwa i mam nadzieję, że się wam spodoba.

No to życzę wam udanych i słonecznych wakacji :)

Obserwatorzy

Obserwuję

Szablon