poniedziałek, 23 listopada 2015

Współcześni Sarmaci

Byłam ostatnio z Mileną i Tomkiem w kawiarni. Po ciężkim tygodniu wreszcie udało nam się spotkać na kawie i spokojnie porozmawiać. Zamówiłam latte, Lena karmelową, a Tomek czarną i poszliśmy poszukać jakiegoś wolnego stolika. Trafił nam się przy samym oknie, więc mieliśmy piękny widok na park znajdujący się za budynkiem. Odwiesiliśmy płaszcze na pobliski wieszak i usiedliśmy czekając na zamówienie.
- Wreszcie możemy się spotkać wszyscy razem, co ostatnio jest trudne przez to, że Tomek się ciągle wykręca – mówiąc to spojrzałam wymownie na przyjaciółkę, która się roześmiała i obie wbiłyśmy wzrok w chłopaka. – Co Tomuś tak trudno jest ci znaleźć chwilę, żeby wypić z nami kawę?
- Dziewczyny nie obraźcie się, ale mam naprawdę dużo do roboty poza tym macie nieszczęście wybierać terminy, w których jestem umówiony z Kasią. No, ale już nie gadajmy o tym, że tak rzadko się widujemy tylko już pogadajmy o czymś bardziej interesującym skoro już się spotkaliśmy. Co tam u was słychać? Jak tam w szkole?
- Po staremu. Masa nauki i prac domowych. A ostatnio na polskim mówiliśmy o…
             Niestety niedane mi było dokończyć, bo właśnie podeszłą kelnerka z naszymi napojami. Podziękowaliśmy i wzięliśmy po łyku z naszych szklanek.
- Dobre. A co tam zaczęłaś mówić Korni? Coś o lekcji polskiego tak?
- A tak. Przerabialiśmy ostatnio „Pamiętniki” Paska i mieliśmy temat o polskich sarmatach. Było nawet śmiesznie, kiedy opisywaliśmy współczesnych sarmatów.
- No w końcu stanęło na tym, że to dres z żoną ubierającą się jakby za chwile miała iść do klubu i z synem przebranym za Messiego lub Ronaldo – skończyła za mnie Lena
- No to naprawdę mieliście ciekawą lekcję. W sumie to jak zaczęłyście mówić o tych sarmatach to mi się przypomniała jedna sytuacja. Byłem ostatnio na meczu Korony Kielce. Nawet nie wiecie jak było ciężko zdobyć bilet. No, ale mi się udało. Tylko, że jak to z moim szczęściem bywa, trafiłem genialne miejsce. Zgadnijcie gdzie.
- Znając ciebie to pewnie w sektorze kiboli – powiedziała Lena, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Nie no, aż tak źle to nie mógł trafić – stwierdziłam i spojrzałam na Tomka. Kiedy zobaczyłam jego minę, uśmiech spełzł mi z twarzy, a moje oczy zamieniły się w spodki. – Trafiła?! – Wydusiłam zszokowana.
- Niestety trafiła – powiedział i uśmiechnął się smutno. Pociągną łyk ze swojej szklanki i zwrócił się do nas. – Ale wiecie, co w sumie nie było, aż tak tragicznie. Miałem okazję zobaczyć całe spotkanie z ich perspektywy.
- I czego się dowiedziałeś? – Spytałyśmy jednocześnie.
- Nie uwierzycie, jaki hałas panował w tej części trybun. Faceci miej więcej koło czterdziestki krzyczą na całe gardło, piją piwo i znów krzyczą. Trochę spokoju miałem dopiero w przerwie między połowami. Stwierdziłem, że nie chce mi się nigdzie iść, bo widziałem, jaki tłum wylał się na korytarz. Siedziałem, więc na swoim miejscu i przyglądałem wszystkim, którzy tak jak ja postanowili zostać na stadionie. Obok mnie siedziało dwóch osiłków z piwami w rękach i rozmawiali o czymś podniesionymi głosami. Wiedziony przeczuciem zacząłem się przysłuchiwać, o czym mówią.
- Waldek mówię ci, że ten gościu z poznania tu dzisiaj jest. Ja******le, musimy go w końcu dorwać i mu pr*********ić.
- Nie pi***z Stefan po tym ostatnim razie na pewno tu nie przyjechał. Pie*****ny Lech Poznań i jego pi*****ni kibice, zawsze muszą się gdzieś wpi****ać.
- Ej, a ty, na co się tak gapisz małolacie. Chcesz w mordę?!
- Nie ja tylko się zastanawiałem, dla czego wy ciągle chcecie się z kimś bić?
- Nie twój zas**ny interes.
- A tak z ciekawości to, czym się zajmujecie, na co dzień?
- A co cię to niby obchodzi?!
- Spokojnie Waldek młody chce się tylko czegoś dowiedzieć, ale najpierw powiedz, której drużynie kibicujesz, co?
- Koronie Kielce.
- No i to jest poprawna odpowiedź. Dobra zdałeś test możemy ci powiedzieć. Jeżeli już chcesz wiedzieć to ja pracuję w kancelarii adwokackiej, a Waldek jest właścicielem firmy reklamowej.
- To, czemu tacy wykształceni ludzie jak wy jesteście kibolami?
- Bo to lubimy. Te emocje to zgranie tylu ludzi jest jak w drużynie.
- A co zwykle robicie w przerwach między połowami?
- Zazwyczaj omawiamy pierwszą połowę, stoimy w kolejce do kibla, kupujemy piwo albo obmyślamy, komu mamy dzisiaj dokopać.
- I tak zawsze? Nie nudzi was to?
- Nie, o to właśnie chodzi.
- Po tym stwierdzeniu znowu zaczęli przeklinać i namawiać się na tego faceta, co wcześniej.
- Łał, ale miałeś przeżycia. Masz racje to pasuje do współczesnego typu sarmaty. Różni się trochę od tego dawnego, ale sens jest ten sam. Uważają się za lepszych od innych, wiedzą wszystko najlepiej i uwielbiają bijatyki.
- Następnym razem jak będę kupował bilety to mam nadzieję, że nie przydarzy mi się takie miejsce.
            Potem jeszcze trochę rozmawialiśmy i każde z nas poszło w swoją stronę. Przygoda, która zdarzyła się Tomkowi rzeczywiście oddaje wyobrażenie współczesnych sarmatów. W wielu rzeczach są bardzo podobni do tych z XVII wieku, ale widać jednak małą różnicę. Podobni są w patriotyzmie, przywiązaniu do tradycji, dumie, nietolerancji, arogancji, hipokryzji, porywczości, pijaństwie, skłonności do bijatyk, obżarstwie, gadulstwie i kłótliwości. Różni ich talent wojskowy, gościnność i życie ponad stan. Zmiany, jakie zaszły w społeczeństwie przez te stulecia, zmieniło się trochę postrzeganie sarmatów, ale oni wciąż są obecni we współczesnym świecie.


           


piątek, 3 lipca 2015

Współcześni Rycerze

Wszyscy znamy baśnie o odważnych rycerzach ratujących damy z opresji i walczących ze smokami. Jednak ci prawdziwi walczyli na wojnach i chcieli przypodobać się królowi, aby więcej zarobić. Średniowieczni rycerze myśleli przede wszystkim o własnym dobrobycie, Bogu, a dopiero później o ochronie królestwa. Jednak myślę, że w naszych czasach ten wzorzec trochę się zmienił. Naszymi rycerzami są ludzie, którzy bronią nas przed niebezpieczeństwem. Doskonałym przykładem są strażacy. Z resztą mogę o tym opowiedzieć z własnego doświadczenia.
Mieszkam w trzypiętrowym domu na obrzeżach dużego miasta. Jest środek lata i wielkie upały. Tego dnia jestem w domu z moją mamą i czteroletnią siostrą. One siedzą na dole w salonie i oglądają jakąś bajkę, a ja czytam książkę u siebie na samej górze. Jestem pogrążona w lekturze, ale zaczynam czuć jakiś dziwny zapach. Sądząc, że to mama przypaliła coś w kuchni nie zwracam na to większej uwagi. Jednak mój spokój przerywa krzyk mamy. Podrywam się z fotela i podchodzę do drzwi, jednak ich nie otwieram. Widzę, że przez szczelinę przy podłodze wydobywa się dym. Szybko podbiegam do okna i wyglądam przez nie, mając nadzieję, że to nie jest to, o czym myślę. Jednak moja nadzieja pryska, kiedy tylko widzę dym wydobywający się z dwóch okien na drugim piętrze. Nie mam pojęcia, co zrobić. Staram się opanować i spróbować pomyśleć, jak powinnam zareagować. Na myśl przychodzi mi tylko telefon do straży pożarnej. Czym prędzej sięgam po komórkę i wykręcam odpowiedni numer. Po dwóch sygnałach odzywa się głos, który pyta, co się stało. Szybko opowiadam, jaka jest sytuacja i na jakiej mieszkam ulicy. Kobieta mówi, że już wysyła jednostki, każe mi nie wychodzić z pokoju i spróbować jakoś uszczelnić drzwi materiałem, po czym się rozłącza. Szybko wyciągam z szafy koc i upycham pod drzwiami. Po chwili słyszę dźwięki syren strażackich. Wyglądam przez okno i widzę, że mam rację. Dwa wozy zatrzymują się pod domem i zaczynają akcję. W małym tłumie, jaki zebrał się za bramą dostrzegam mamę i Karolinę z przestrachem wpatrujące się w dom. Oddycham z ulgą wiedząc, że nic im nie grozi, jednak moja sytuacja jest znacznie gorsza. Mimo, że uszczelniłam drzwi, przedostaje się przez nie coraz więcej dymu. Widzę, że jakiś strażak szykuje się do wejścia do domu, a trzech innych zaczyna gasić pożar. Chwilę później słyszę, że ktoś wchodzi po schodach. Zaczynam się dusić dymem, więc opadam na kolana przy ścianie. Czuję się coraz gorzej, nie mogę złapać oddechu i zaczynam kaszleć, gardło drapie mnie niemiłosiernie. Przykładam sobie do nosa chustkę i próbuję uspokoić oddech. Słyszę jakieś odgłosy dobiegające z korytarza i dźwięk otwieranych drzwi jednak to nie moje. Domyślam się, że to ten strażak, który ma mnie stąd wydostać. Nie zastanawiając się nabieram powietrza i krztusząc się krzyczę:
- Tutaj jestem!
            Wiem, że mnie usłyszał, bo słyszę jak przewraca stolik w korytarzu próbując znaleźć moje drzwi. Nagle drzwi się otwierają i wielka chmura dymu wpada do pokoju. Kulę się pod ścianą próbując osłonić się przed nim, ale kaszlę jeszcze gwałtowniej. Kątem oka dostrzegam postać idącą w moją stronę. Widzę mężczyznę ubranego w żółty skafander z maską gazową na twarzy. Podchodzi do mnie i słyszę.
- Wszystko będzie dobrze zaraz cię stąd zabiorę – mówi patrząc mi w oczy. Uspokajam się nieco i przyjmuję maskę z tlenem, którą mi podaje. Sprawdza czy nic mi nie jest, a kiedy próbuję wstać bierze mnie na ręce widząc, że nie jestem w stanie tego zrobić sama. Gdy wygląda za drzwi okazuje się, że większa część pożaru została już ugaszona, więc mogliśmy przejść przez zniszczoną część domu. Kiedy tylko znajduję się na dworze podbiegają do mnie ratownicy i kładą na noszach. Wśród nich dostrzegam wystraszoną mamę i tylko uśmiecham się uspokajająco. Zabierają mnie do szpitala na badania, ale okazuje się, że nawdychałam się tylko za dużo dymu, jednak zatrzymują mnie na obserwację. Następnego dnia wychodzę do domu. Mama przyjeżdża po mnie i jedziemy do cioci, u której się zatrzymaliśmy na czas odbudowania zniszczeń. Jednak mam poczucie, że muszę podziękować temu strażakowi, który mnie wyciągnął z płonącego domu. Mówię o tym mamie, a ona zgadza się pojechać ze mną do straży pożarnej, aby go znaleźć. Kiedy docieramy na miejsce pytam o strażaka, który wyniósł dziewczynę z płonącego budynku poprzedniego dnia, a oni mnie do niego prowadzą. Kiedy go zobaczyłam siedział przy stole z obandażowaną ręką i pił kawę. Gdy weszłam do pokoju spojrzał w moim kierunku i wydawał się zdziwiony moim widokiem.
- Dzień dobry. Jestem Milena. To mnie wyciągnął pan wczoraj z tego płonącego domu.
- A tak poznaję cię. Miło mi widzieć, że nic ci się nie stało. Jestem Tomek – powiedział uśmiechając się przyjaźnie.
- Tak nic mi nie jest, ale widzę, że pan musiał się poparzyć przy tym pożarze – stwierdzam wskazując na jego rękę.
- To nic takiego, taką mam pracę i już się do tego przyzwyczaiłem – zaśmiał się – a co Cię do mnie sprowadza?
- Chciałam podziękować, że narażał pan życie, aby mnie stamtąd wyciągnąć.
- Nie ma, o czym mówić, tym się zajmuję i z największą przyjemnością ratuję innych. Wolę kogoś uratować i się oparzyć, niż patrzeć na to z bezpiecznego miejsca, i nic nie zrobić, aby tej osobie pomóc.
            Zaimponował mi. Rozmawiałam z nim wtedy jeszcze przez chwilę, ale dostał wezwanie i musiał znów iść kogoś ratować. Myślę, że jest on doskonałym przykładem współczesnego rycerza. Nie dba o siebie, chce tylko ratować innych. Przez stulecia wizerunek prawdziwego rycerza uległ zmianie, lecz wciąż jest obecny. Tamtejsi dbali przede wszystkim o swoją kieszeń i o to, aby ich zapamiętano. Najczęściej robili wielkie czyny mając nadzieję, że zapiszą się na kartach historii. Oczywiście jestem pewna, że zdarzały się wyjątki, nie twierdzę, że nie. Sądzę jednak, że większości z nich na tym właśnie zależało najbardziej, a dopiero w drugiej kolejności na obronie życia innych. Jednak myślę, że w naszych czasach częściej spotyka się ludzi z tak zwanego powołania, takich, którzy z natury chcą pomagać bliźnim i nie oczekują za to chwały. Dla nich jest to na porządku dziennym i źle by się czuli nie mogąc tego robić. Oczywiście nie mówię, że są tylko tacy. Są osoby, które robią rzeczy tylko dla sławy i rozgłosu. Jednak coraz częściej zaczynamy doceniać tych, którzy naprawdę na to zasługują. To właśnie takie osoby powinny nosić miano współczesnych rycerzy.


czwartek, 2 lipca 2015

Wracam :D

Witajcie. Po długiej przerwie, wracam do      prowadzenia bloga. Niestety pierwsza klasa liceum to nie przelewki, ale to już za mną. Zaczęły się wakacje, temperatura dochodzi do 30 stopni więc co mamy robić.




Odpowiedź jest oczywista. Czytać!Wreszcie jest czas nadrobić kilka lub kilkanaście pozycji które musiały na nas czekać przez nawał nauki na koniec roku.




Mam dla was dwie propozycje jak można spędzić te upalne dni:
1. Wyjść na dwór z chłodnym napojem książką i kocem i korzystać z dobrej pogody (od razu się opalimy :D)
2. Siedzieć w chłodnym domu na ulubionym fotelu i czytać książki :)

Ja osobiście wolę tą pierwszą wersję, ale co kto ubi.
Mam dla was jeszcze jedną niespodziankę na wakacje. Noszę się z tym pomysłem od jakiegoś miesiąca i musiałam obgadać to z moją przyjaciółką, ale postanowiłam to wprowadzić. Nie wiecie jeszcze, ale lubię pisać nie tylko recenzje, ale też własne opowiadania i postanowiłam je również publikować na blogu. Myślę, że jest to dobrym pomysłem na urozmaicenie treści tu zamieszczanych. Jutro dodam pierwszy tekst (opowiadanie) mojego autorstwa i mam nadzieję, że się wam spodoba.

No to życzę wam udanych i słonecznych wakacji :)

sobota, 4 kwietnia 2015

05. "Akademia Dobra i Zła" Soman Chainani

Tytuł oryginalny: Shool of Good and Evil
Cykl: Akademia Dobra I Zła
Rok wydania: 2015
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 496

Akcja książki zaczyna się w wiosce w środku lasu, z której raz na cztery lata jest porywana dwójka dzieci. Tym razem pada na dwie przyjaciółki, Sofię i Agatę. Sofia jest śliczną dziewczynką o długich blond włosach, niebieskich oczach i zawsze ma na sobie różową sukienkę, a Agata ma czarne włosy i zawsze nosi czarne workowate ubrania. Okazuje się, że dzieci porywane są do tajemniczej Akademii Dobra i Zła. Sofia bardzo pragnie dostać się do akademii dobra, gdyż jej uczniowie zostają bajkowymi księżniczkami i książętami. Natomiast Agata chce tylko wrócić do domu razem ze swoją najlepszą przyjaciółką, bo boi się, że chodzenie do dwóch różnych szkół może je od siebie oddalić. Jednak, kiedy docierają do akademii to Agata trafia do Akademii Dobra, a Sofia do Akademii Zła. Czyżby zaszła jakaś pomyłka?

Po pierwsze okładka jest cudowna. Naprawdę muszę pogratulować jej autorowi. Kiedy się na nią patrzy od razu znajdujemy się w świecie wykreowanym przez autora książki. Kolory są świetnie dobrane i bardzo przyjemnie się na nie patrzy. Wszystko jest bardzo przejrzyste i jeszcze raz mówię, że to naprawdę dobra robota. 

Skoro już jestem przy obrazkach to pierwszy raz od dawna czytałam książkę, w której są obrazki. Tu znajdują się na początku każdego rozdziału i zapowiadają co się w nim stanie, ale nie ujawniają do końca jego treści. Obrazki tak samo jak okładka są świetnie wykonane i dodają książce jeszcze większego uroku.

Teraz jeżeli chodzi o treść. Na samym początku książka mnie nie wciągała i jakoś nie mogłam się w nią do końca wgryźć. Ale mniej więcej po przeczytaniu jednej trzeciej książki nie mogłam się od niej oderwać. Na prawdę świat, w którym żyli bohaterowie naprawdę mi się spodobał. Choć czasami opisy były trochę za długie, to w rekompensacie dostaliśmy świetnie opisany świat, który można sobie doskonale wyobrazić. Podobało mi się też to, że autor nie zrobił postaci które są idealne (dobre lub złe). Przekazuje im to czym jesteśmy my jako ludzie (nie ma na świecie nikogo idealnego). Bohaterki nie są sztuczne tylko bardzo naturalne i są swoimi przeciwieństwami. Tak samo w wypadku niektórych uczniów obu szkół. Nie wszyscy są wpisani w stereotypowy kontekst, że dobrzy są dobrzy w 100% i tak samo źli. Jest to pokazane w taki sposób, że dobrzy mogą być złośliwi, a źli potrafią pozytywnie zaskoczyć.

Co to takiego: Zło nigdy tego nie będzie miało...a Dobro nie może bez tego żyć?

Sama książka jest bardzo ciekawie napisana. Historia w niej opisana jest niebanalna i bardzo pouczająca. Uczy nas, że nie należy oceniać ludzi po wyglądzie i radzi nam umieć wybaczać najbliższym.

Myślę, że jest to naprawdę dobra książka i na pewno przeczytam kolejne dwie części. Jest to historia z którą każdy miłośnik bajek powinien się zapoznać. Z czystym sumieniem mogę wam polecić tą książkę.


Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Jaguar.

poniedziałek, 9 marca 2015

Akademia dobra i zła


Przeznaczenie lubi płatać nam figle. 
Chcesz wiedzieć czy jesteś bajkową księżniczką, czy złą czarownicą?
 Przeczytaj "Akademię dobra i zła" to przekonasz się jaki los czeka ciebie i książkowych bohaterów. 

niedziela, 15 lutego 2015

4. „Akademia Wampirów”- Richelle Mead


Tytuł oryginalny: "Vampire Academy"
Cykl: Akademia Wampirów
Data wydania: 2007
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Ilość stron: 336

 

Rose Hathaway jest dampirem, pół człowiekiem pół wampirem i jako strażniczka musi chronić swoją przyjaciółkę Lissę przed niebezpieczeństwem zagrażającym jej ze strony strzyg. Jednak na razie obie uczęszczają do akademii świętego Władimira. Lisa należy do jednego z królewskich rodów morii – wampirów –i jest główną pretendentką do tronu. Na razie uczy się posługiwać żywiołami puki nie wybierze głównego, którym będzie się zajmować do końca życia. Natomiast Rose jest nowicjuszką dampirką i musi dużo trenować, aby nadrobić 2 lata bez treningu. Jednak nie tylko poza murami akademii czai się niebezpieczeństwo.

 

Na tą serię trafiłam dzięki (tak przyznaje się) filmowi, o którym było głośno w zeszłym roku i obejrzałam również film, jako pierwszy. Bardzo spodobała mi się ta adaptacja, więc postanowiłam przeczytać również jego pierwowzór. Niestety przez długi czas mijałam się z tą książką bardzo dużym łukiem i dopiero teraz miałam okazję ją przeczytać. Nie żałuję, że odczekałam tyle czasu odkąd obejrzałam film, bo niektóre szczegóły wypadły mi z głowy, dzięki czemu przeczytanie książki było dużo lepsze.
Historia wciągnęła od pierwszych stron, gdzie poznajemy dwie dziewczyny, jak się okazuje wampirkę i dampirkę, które uciekają przed strzygami i przed pogonią wyssaną za nimi z akademii. Niestety zostają złapane przez przystojnego Dymitra Bielikowa strażnika wysłanego z akademii, aby sprowadzić je do szkoły. Kiedy tam docierają Dymitri przekonuje dyrektorkę, aby nie wyrzucała Rose ze szkoły, ponieważ zauważył, że dziewczyny łączy więź. Rose potrafi wyczuć, co myśli Lisa, co zdarza się niezmiernie rzadko. Jednak warunkiem jej pozostania w akademii jest uczęszczanie na dodatkowe treningi, które będzie prowadził Dymitri i zakaz spotykania się ze znajomymi po lekcjach.
Bardzo podoba mi się styl pisania autorki. Pisze ona lekko, wszystko jest jasne i nie trzeba się zastanawiać, co miałam na myśli pisząc, jak w przypadku niektórych autorów. Narratorką jest tu Rose, więc widzimy wszystko z jej perspektywy, jednak pojawiają się momenty, w których widzimy świat oczami Lissy. Jest to bardzo dobry zabieg, który ułatwia wczucie się w sytuacje, w jakiej w danej chwili znajdują się bohaterowie.
Skoro już o nich mowa. Postacie są stworzone bardzo realistycznie, mimo że są to istoty nadprzyrodzone. Główna bohaterka Rose jest bardzo porywcza i wybuchowa, jest twarda, choć lubi flirtować z chłopakami. Jest bardzo zawzięta i gdy postawi sobie coś za cel to nie da się jej od tego odwieść. Drugą bohaterką jest Lissa. Księżniczka, ostatnia ze swojego rodu uczy się w świetnej szkole. No po prostu żyć nie umierać. Jednak to nie takie proste. Przed dwoma laty jej rodzina zginęła w wypadku samochodowym, z którego z życiem uszła tylko ona i Rose. Od tego czasu zaczęły dziać się bardzo dziwne rzeczy. Najpierw miała depresję, ta historia z ptakiem, ucieczka z akademii, a na dodatek jeszcze ktoś na nią poluje. Chyba życie księżniczki nie jest tak usłane różami jak wszyscy myślą. Jeszcze jedną postacią, o której warto wspomnieć jest Dymitri Bielikow, nowy strażnik akademii, który ma chronić Lissę. Przeniesiono go z Rosji po śmierci poprzedniego wampira, którego ochraniał. Jest przystojny a wszyscy nowicjusze uznają go za boga walki. Jako pierwszy zauważył więź pomiędzy Rose a Lissą i przez to musi uczyć dampirkę walki. Jest jedyną osobą, której Rose ufa poza Lissą.
Teraz na pewno nie odpuszczę i przeczytam wszystkie części tej serii, a jest ich, 6 więc muszę tylko wybrać się do biblioteki i zabierać się za resztę. Na rynku pierwsza część jest również dostępna w okładce filmowej, która według mnie jest całkiem ładna (widziałam dużo gorsze). Jeżeli lubicie fantastykę to serdecznie polecam tą książkę. Bardzo szybko się ją czyta i po prostu nie ma się ochoty przerywać czytania. Tak, że naprawdę zachęcam do zapoznania się z tą książką.

 


 


 


 

Obserwatorzy

Obserwuję

Szablon